Niejeden prawnik decyduje się prowadzić swój własny blog prawniczy. I nic dziwnego, bo w ten sposób może sporo zyskać. Musi jednak mieć dobre pomysły na treści, a więc poruszać tematy, które rzeczywiście zainteresują potencjalnych klientów. To jednak wciąż jeszcze nie gwarantuje sukcesu. Rzecz w tym, że w internecie znaczenie ma nie tylko, o czym się pisze, ale też w jaki sposób się to robi. Dzisiaj postaram się więc wytłumaczyć, jak powinno się pisać na blogu prawniczym, by rzeczywiście zdobywać czytelników.
Świat internetu rządzi się swoimi prawami. Tymczasem prawnicy, którzy decydują się wykorzystać potencjał content marketingu, niekoniecznie znają wszystkie najważniejsze zasady blogowania. Nieraz mają wprawdzie mnóstwo chęci i dobrych pomysłów, ale źle zabierają się za tworzenie postów.
Większość z nich popełnia kilka błędów związanych zarówno z wizualnym zaprojektowaniem tekstu, jak i z samym stylem pisania. Te 7 „grzechów głównych” prawnika-blogera, to przede wszystkim:
Warto więc przyjrzeć się każdemu z nich i ustalić, co podczas pisania postów idzie źle i jak można to zmienić.
We wpisie dotyczącym, o czym pisać na blogu prawniczym, wspomniałam, że trzeba skupić się na treściach przydatnych z punktu widzenia czytelników, czyli potencjalnych klientów kancelarii. Wiele kwestii, które mogłyby być fascynujące dla samych prawników, dla przeciętnego Kowalskiego nie będzie mieć żadnego znaczenia. Z prostego względu – nie ma powiązania z jego codziennym życiem, problemami czy potrzebami.
Równie ważne jest jednak pisanie w sposób, który angażuje i nie sprawia, że czytelnik od razu chce kliknąć przycisk „wstecz”.
Jak w takim razie masz pisać na blogu prawniczym? Na pewno nie tak, jak rozmawiasz z kolegą z branży czy piszesz się opinię prawną.
Musisz unikać żargonu prawniczego – posty mają być użyteczne dla czytelnika. Zapoznaje się z nimi głównie po to, by zrozumieć przepisy. A jeśli w zamian dostaje coś napisanego podobnym językiem co ustawa, to jaki ma to sens? Gwarantuję, że skomplikowany język nie sprawi, że Kowalski pomyśli „jaki ten mecenas jest kompetentny”. Raczej przyjdzie mu do głowy, że nie ma czego szukać na takim blogu – wpis w niczym mu nie pomógł (bo też niewiele z niego zrozumiał).
Kluczem do sukcesu jest więc prostota. Oczywiście tutaj pewnym problemem pozostaje klątwa wiedzy. Po wielu latach w środowisku prawniczym pewne rzeczy mogą wydawać Ci się oczywiste, podczas gdy dla czytelnika wcale takie nie są.
Na ratunek przychodzi jednak prosta technika. Pomyśl, jak daną kwestię wytłumaczysz członkowi rodziny niemającemu nic wspólnego z branżą albo swojemu klientowi. Dodatkową pomocą będzie poparcie wszystkiego przykładami. Dzięki nim nawet kwestie obliczania zachowku, podatków czy nadgodzin nie wydają się już skomplikowane.
Prosty język to jedna kwestia, ale pozostaje jeszcze druga – formalizm. Mam tu na myśli rozpoczynanie wpisów od „Szanowni Państwo”. A przecież to blog – tu naprawdę warto dać się poznać od bardziej „ludzkiej strony”.
Nie masz się co obawiać – to nie sprawi, że czytelnik uzna Twoją kancelarię za nieprofesjonalną. Wręcz przeciwnie, takie skrócenie dystansu może wyjść Ci na dobre. Nie bez powodu największą popularnością cieszą się blogi, które po pierwsze unikają prawniczego żargonu, a po drugie stosują właśnie mnóstwo przykładów, „luźny” język i jeszcze najlepiej bezpośrednie zwroty do czytelnika.
Treści w internecie jest tak wiele, że mało kto czyta je w całości. Współczesny czytelnik po pierwsze dokonuje wstępnej selekcji, a po drugie zapoznaje się tylko z tymi fragmentami, które naprawdę go interesują.
To może Ci się nie podobać. Szczególnie, jeśli poświęcasz swojemu blogowi mnóstwo czasu, uwagi i energii, a do tego czujesz dumę z przygotowanych wpisów.
Nie ma jednak co walczyć z naturą czytelnika XXI wieku – to naprawdę niczego nie zmieni. Najlepsze, co można zrobić, to wyjść naprzeciw jego potrzebom. A to oznacza, że musisz mu jeszcze dodatkowo ułatwić takie skanowanie tekstu.
Zwykle oznacza to wciskanie „enter” znacznie częściej, niż podpowiadałaby to intuicja czy wiedza wyniesiona z lekcji języka polskiego. Ten wpis też teoretycznie powinien być podzielony na znacznie mniej, za to znacznie dłuższych akapitów. Nie miałoby to jednak żadnego sensu.
W internecie nikt nie chce czytać ściany tekstu. To wymaga uważnego prześledzenia każdego zdania i dużego skupienia. A jak wspomniałam – współczesny czytelnik nie ma czasu ani ochoty na czytanie wszystkiego. Chce znaleźć tylko konkretne informacje i zamknąć okno przeglądarki.
Oczywiście, znajdą się też tacy, którzy będą czytać posty w całości. Stanie się tak, jeśli np. dany temat szczególnie ich zainteresuje albo jeśli wchodzą na blog z sympatii albo lubią czytać go np. dla zabicia czasu w autobusie czy w kolejce w sklepie. To jednak raczej pojedyncze osoby. Większość czytelników tak nie postępuje.
Masz już krótkie akapity? Teraz czas na kolejny krok – krótkie zdania. Prawnicy mają tendencję do tworzenia długich, wielokrotnie złożonych wyrażeń. Nie oznacza to jednak, że w ten sam sposób mają wyglądać wpisy na blogu.
W końcu znacznie łatwiej jest przyswoić krótkie zdania. Czytanie tych wielokrotnie złożonych wymaga już znacznie większego wysiłku. Zdarza się też te na tyle zawiłe, że trzeba kilkakrotnie je przeczytać i przetworzyć, by w ogóle zrozumieć ich sens.
W ten sposób nie można pisać bloga prawniczego. Tu ma być bardzo merytorycznie, ale też prosto. To oznacza, że nie tylko „enter” trzeba wciskać znacznie częściej. To samo dotyczy stawiania kropek. Czasami będzie je trzeba umieścić tam, gdzie według polonistki powinien stać przecinek. Albo zacząć zdanie w sposób, w który teoretycznie nie powinno się tego robić (i właśnie to zdanie jest tego doskonałym przykładem).
Sama doskonale rozumiem, że początkowo może być to trudne. Zdecydowanie jestem grammar nazi, bardzo interesują mnie też wszystkie kwestie związane z poprawną polszczyzną. Mimo tego moje wpisy blogowe często są właśnie „niepoprawne”, przynajmniej z punktu widzenia tego, czego uczyłam się w szkole.
Trzeba jednak pamiętać, że poprawność ma drugorzędne znaczenie. Kluczowe pozostaje natomiast zachęcenie czytelnika, by zapoznał się z opublikowaną treścią, a najlepiej dołączył do grona stałych odbiorców. Hiperpoprawne pisanie paradoksalnie nieraz stanowi przeszkodę i to zarówno, jeśli chodzi o poszerzenie grona odbiorców, jak i zdobywanie nowych klientów.
Wniosek jest prosty – choć czasem Twoja polonistyczna dusza może się buntować, to nie ma co walczyć z czytelnikiem. Lepiej dostosować się do jego potrzeb, bo to właśnie wtedy będzie on najbardziej zadowolony.
Powyżej odniosłam się do kwestii językowych. Teraz czas na aspekty związane stricte ze skanowaniem tekstu.
Zacznijmy od nagłówków i wyobraźmy sobie, jak zachowuje się większość współczesnych czytelników. Lwia część z nich przegląda wpisy po tytułach i ocenia: kliknąć/ nie kliknąć.
Załóżmy, że zdecyduje się wejść w link – mamy już pierwszy krok do sukcesu. Teraz zwykle czas na zapoznanie się z leadem (czyli kilkoma zdaniami wstępu) oraz sprawdzeniem, co znajduje się w tekście. A to można zrobić na podstawie nagłówków. Powinny być więc jak instrukcja obsługi całego wpisu albo jak jego menu.
I znów – nie ma co walczyć ze skanowaniem tekstu. Zamiast tego lepiej to zadanie czytelnikowi ułatwić. Oznacza to konieczność tworzenia nagłówków, które od razu informują o tym, co można znaleźć w danym akapicie. Dzięki temu czytelnik oceni, czy w ogóle chce zapoznać się z tekstem, a jeśli tak – to które akapity przeczytać.
Nie oznacza to wcale, że nagłówki zawsze muszą być „bez wyrazu”, skoro mają mieć charakter głównie informacyjny. Można połączyć ich użytkową funkcję z kreatywnymi rozwiązaniami, a więc wybrać opcję „2 w 1”.
Współcześni czytelnicy lubią też konkrety. To oznacza, że sam podział na krótkie akapity może się okazać niewystarczający. Świetnie sprawdzą się natomiast różnego rodzaju wypunktowania.
Dla ułatwienia polecam zastosować prosta regułę pt. „przynajmniej jedna lista w każdym tekście”. To pozwoli Ci dopilnować, by posty rzeczywiście zawierały wypunktowania. Oczywiście musisz jeszcze tworzyć je z sensem, czyli nie wprowadzać tam, gdzie nie mają żadnego praktycznego zastosowania.
Jeśli jednak można dodać jedną albo więcej list – świetnie! To ułatwi skanowanie, a jednocześnie sprawi, że tekst będzie wydawał się bardziej zachęcający i bardziej konkretny.
Ważną kwestią – i to nie tylko z punktu widzenia SEO, ale także samego czytelnika – jest linkowanie wewnętrzne. W skrócie polega ono na zamieszczaniu odnośników do postów powiązanych z daną treścią.
Przykładowo, załóżmy, że prowadzisz blog z zakresu prawa rodzinnego. Przygotowujesz post o kwestiach, o których sąd może orzec w wyroku rozwodowym. Wcześniej na blogu ukazał się już jednak tekst poświęcony samym alimentom. W nowym wpisie, w odpowiednim akapicie możesz więc zamieścić link do niego.
To tworzy jasną mapę powiązań i pozwala czytelnikowi łatwo przemieszczać się z jednego tematu na drugi, który go interesuje. Załóżmy, że nasz Kowalski czyta taki wpis i kwestia alimentów wydaje mu się szczególnie istotna. Przechodzi więc od razu do tekstu poświęconemu temu tematowi, a tam znajduje kolejny link – do postu o alimentach na małżonka. Dzięki linkowaniu może więc szybko zdobyć wszystkie potrzebne informacje. Przy okazji nabiera przeświadczenia, że kancelaria stworzyła na swoim blogu naprawdę dobrą bazę wiedzy.
Po tych 6 najważniejszych wskazówkach dotyczących tego, jak pisać na blogu prawniczym, czas na ostatnią kwestię. Nie wiąże się ona wprawdzie ściśle z pisaniem, ale raczej z aspektami wizualnymi.
Mam na myśli grafikę. Wprawdzie niekoniecznie musi się ona znaleźć wewnątrz samego tekstu (choć czasami przeplatanie akapitów grafiką to dobry pomysł, szczególnie w przypadku długich treści). Tzw. obrazek wyróżniający to jednak absolutne minimum.
Pojęcie to oznacza grafikę przypisaną do całego postu i wyświetlaną na samej górze. W przypadku tego wpisu mam tu na myśli obrazek z panem pijącym kawę z żółtego kubka – to właśnie mój obrazek wyróżniający.
Tematowi dobierania zdjęć można spokojnie poświęcić cały osobny tekst. W skrócie powiem tylko, że istnieją dwie podstawowe zasady: grafika ma zachęcać do kliknięcia w post (czyli robić dobre pierwsze wrażenie) i oczywiście – być powiązany z tematyką artykułu.
Wprawdzie znajdzie się jeszcze co najmniej kilka błędów popełnianych przez osoby prowadzące swoje blogi (i to nie tylko blogi prawnicze). Te 7 wyżej opisanych kwestii to jednak według mnie podstawa. Już popracowanie nad nimi wszystkimi może przynieść duże zmiany, jeśli chodzi o łatwość czytania Twoich wpisów i zdobywanie kolejnych czytelników.